wtorek, 9 października 2012

Gdy rozum śpi...

Od dziecka fascynował mnie świat "wariatów". Czułem, że w świecie tak szarym i sponiewieranym przez frazeologię wytwarzaną pomiędzy jednym a drugim plenum partii, ci tak powszechnie nazywani odmieńcami czy nawet właśnie wariatami ludzie mogą do życia wnosić rzeczy wartościowe i naładowane przekazem innym, aniżeli kolejne wydanie Dziennika Telewizyjnego. Ale to był PRL. Lata 80-te. A dziś? Nowa Polska. III, potem IV, a potem znów III RP, i co? I, za przeproszeniem, dupa blada, nadal nic. Szarość, frazesy, puste przekazy, sponiewieranie intelektualne odbiorców, maziowata medialna papka, wielki brat, masa idoli, tańczące celebrytki i zapijaczeni politykierzy (nazwać Kwaśniewskiego politykiem to tak jak dać w pysk pomnikowi Piłsudskiego). Świat otumaniony milionami kolorów, a jednocześnie bezbarwny jak szary papier toaletowy (taka mniej udana przenośnia). I nie jest to wina tylko świata, tak ogłupionego, że aż nieświadomego swojej własnej naiwnej głupoty, że w sztuce przekaz kojarzy się tylko z genialnie wytwarzanymi pierdołami. Wina tkwi w odbiorcach, i dziś, i wtedy, choć przecież pamiętać należy o tym, że taki choćby Zbigniew Herbert nie miał takich możliwości przekazywania swojej sztuki jak chociażby dziś Lady Gaga , która bądź co bądź sztuki nie przekazuje, tylko jakieś roznegliżowane pomyje. Świat sztuki stał się w wieku XX światem kultu trendów, zawładnęły nim mody i uliczne upodobania. Nie mówię tutaj, że nigdy wcześniej tak się nie działo, zawsze istniały gusta i guściki. Ale to właśnie XX wiek zaczął sztukę traktować jak przemysł stalowy, gdzie nadprodukcja i zwiększanie sprzedaży tak realnie poczęto kojarzyć z absolutnym sukcesem. Na szczęście zawsze istnieli wariaci...
Ludzie dziwni, choć może w większości przypadków nie szaleni. Ale dla swoich światów tak bardzo odrealnieni. Wyalienowani. Niezrozumiani. Tworzyli dzieła sztuki, które jednych bulwersowały, innych doprowadzały na granicę rozpaczy, a dla jeszcze innych nie wnosiły nic godnego uwagi. Często przepadały, bez echa, bez słów uznania lub pogardy. Jak obrazy Modiglianiego, które dopiero po jego śmierci zaistniały w świecie. Jak dziwny spontaniczny ekspresjonizm Jacksona Pollocka, zalany jego alkoholizmem, potem wielokrotnie powielany w sztuce popularnej. Idea, kreacja - przepadałyby, gdyby nie ci nieliczni, dla których  dziwność okazywała się miarą atrakcyjności. Oczywiście dziwność odziana płaszczem talentu - o tym zapominać nie należy.
Pollock
Oderwanie od rzeczywistości może być atrakcyjne, zwłaszcza w czasach, gdy ta rzeczywistość jest tak naprawdę warta tyle, ile popłuczyny z szalet miejskich. Skomercjalizowany współczesny świat serwuje nam poprzez różnorakie "autorytety" moc doznań i wrażeń, które uświadamiają nam jedynie, jakimi to wspaniałymi nabywcami towarów jesteśmy. Tak, dziś człowiek obcujący ze sztuką, to nie odbiorca, lecz nabywca. Wywiedziony z masy ogłupionych baranów osobnik, który wyda swoje ciężko zarabiane pieniądze na kupowanie kolejnej zgrabnie zaserwowanej melodyjki pani Lopez czy jakiejś innej Rihanny. Panie zaśpiewają oczywiście o miłości, ale tak trywializując ten temat, że aż ociekniemy potem, sądząc, że to  koszmar. Niestety to coś najzupełniej realnego. Sądzę, że te panie więcej poczyniły by dla sztuki, gdyby zwyczajnie milczały. Bo przecież cisza również potrafi być atrakcyjna.
John Cage - Dream
A tak nawiasem mówiąc, istnienie pierwiastka szaleństwa drzemie chyba w każdym z nas. Wybrane zdarzenia z naszego własnego życia stanowią o tym, jak postrzegają nas ludzie, czy jesteśmy dla nich atrakcyjni fizycznie czy duchowo, czy potrafią zrozumieć naszą mowę lub nasze postępowania. Strzępki zdarzeń wpisują nas w pewne ramy, od których uciec potem szalenie trudno. Określają one potem nasze bytowanie pośród znajomych, sąsiadów, wpisują nas w konwencje określane jako społeczne przyzwolenia na pewne reguły czy zdarzenia. Żeby być właściwie odczytywanym musimy mówić wszyscy unisono, bez wychodzenia przed szereg. Musimy na przykład oglądać i zachwycać się tymi samymi filmami produkowanymi przez telewizję TVN, musimy podziwiać te same często bzdurne instalacje, musimy słuchać takiej samej nadawanej przez stacje komercyjne muzyki, czytać te same książki, te właściwe oczywiście. Bo gdy nie zachwycamy się tym, czym celebryci to jesteśmy dziwni? Gorsi? A może wyznajemy nie te właściwe poglądy? Albo jesteśmy mało tolerancyjni, bo mówimy że coś jest mocno pedalskie? Prawda jest taka, że nawet świat sztuki zaczyna schodzić ze ścieżek wolności, którymi zawsze chodził. Włazi za to na jakieś tory politycznej poprawności, oferując nam pięknie zapakowane "lokowanie produktu". Że co? Że obok też mam reklamy? Ale żołądek też mam, powietrzem się nie nasycę. 
Dziwi mnie, że zapominamy na przykład o Stachurze, a wciskamy masom Dodę. Po co? Dla kogo? K...a, przecież to wyrób tzw. czekoladopodobny. Nie ma tam muzyki, nie ma treści, nie ma przekazu. Nad czym mam się zastanawiać słuchając jej piosenek, nad jej tyłkiem brylującym na scenie? Nie, dziękuję! Wolę wariatów. 
Francisco Goya tonął w marzeniach sennych, ale wiedział o tym doskonale. Poznawał swe bestie i doskonale je ukazywał. Mrok i szaleństwo ogarniało ludzkość zawsze. I niemal zawsze były to tematy tabu, budzące grozę i strach, nieatrakcyjne. Rodzące się w umysłach ludzi, którzy wkraczają na ścieżki swoich własnych słabości i podążają ku nieznanemu. Wyciszają swoje wewnętrzne wrzaski, lecz tam cały czas włażą obrzydliwe demony, pracując nad tym, by kreowały się arcydzieła sztuki, równie niezrozumiałe, co ich twórcy. Bo gdy rozum śpi, budzą się upiory. 
Goya - Gdy rozum śpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz