poniedziałek, 10 września 2012

W ciszy...

Sztuka ostatnio kojarzona jest z lalkowato-cukierkowym celebryctwem, nie zaś z przekazem. A przecież to docieranie do widza, słuchacza, czytelnika powinno być drogowskazem twórczości, a co za tym idzie przekazywanie treści pobudzających czy skłaniających do operowania szarymi komórkami, no bo przecież zdolność przeżywania dzieła sztuki kształtuje między innymi nasze człowieczeństwo. W masie i szumie ogromnych, nacechowanych chęcią zysku i sławy produktów medialnych, aspirujących do miana dzieł sztuki bardzo trudno jest odnaleźć te, które rzeczywiście mogłyby zostać nazwane dziełem artysty. Sam artyzm przestał się już kojarzyć z pewną charyzmą otoczoną talentem, kojarzy się raczej, jak wszystko w naszych czasach, z zarabianiem kasy. A to nie jest prawidłowa definicja.
Pośród tego wysypu pseudokulturalnego można jednak natrafić na prawdziwe dzieła sztuki i prawdziwych artystów. Lecz trzeba chcieć obcować z czymś bardziej wartościowym, aniżeli Doda.
Artystą był niewątpliwie Zdzisław Beksiński ( 1929 - 2005 ) - malarz, rzeźbiarz, fotograf, grafik komputerowy. Wszystko, czego "dotknąć" można zmysłem wzroku, by poczuć, zapisać w pamięci i przeżywać głęboko na krańcach podświadomości jest w jego twórczości.  Jego syn, Tomek Beksiński, postać można by rzec przecież tragiczna, mówił o swoim ojcu, że potrafił tworzyć swe prace przytupując sobie w rytm "Smoke On The Water" Deep Purple. Twórczość tworzona w zgiełku? Być może, ale odbiór na pewno odbywać powinien się w ciszy.
Wizerunki twarzy, dla których mrok jest światłem, osamotnione budowle straszące na wzgórzach, motywy ukrzyżowania wracające jak bumerang, czy wreszcie tajemnicza postać skulona na trumnopodobną kołyską pod wyrytym na murze napisem: In hoc signo vinces - Pod tym znakiem zwyciężysz. Słowa, które miał usłyszeć Konstantyn Wielki podczas marszu na Rzym, gdy na niebie ukazał mu się świetlisty krzyż. Motto działania. Motto życia. Motto zwycięstwa. Lecz w obrazie Beksińskiego zwycięstwa nie widać, raczej strach i przerażenie.
Skłanianie do refleksji może dla niektórych być bolesnym, w sensie intelektualnym, doświadczeniem.
Beksiński to postać magiczna, owiana mrokami własnych życiowych tragedii. I śmierć zadana w sposób podły przez przyjaciół. Jakby postaci z jego grafik czy obrazów uknuły przeciw niemu niecny spisek, w zamian za ich udrękę na wieki zatrzymaną w ramach tych dzieł.
Odwiedźcie tę stronę: http://www.dmochowskigallery.net/
To wirtualne muzeum Pana Zdzisława.
Odwiedźcie i popatrzcie proszę w ciszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz