sobota, 29 września 2012

Totentanz

Wybierzmy się na Węgry w epoce romantyzmu.
Ta epoka powszechnego buntu wobec oświeceniowej sztywności, powszechnego jeśli chodzi szczególnie o zjawiska związane ze sztuką we wszystkich ich aspektach, zasłynęła z wielości prawdziwych arcydzieł szczególnie literackich czy malarskich. Ale inne dziedziny sztuki nie pozostawały w tyle za prądem, który w początkach XIX wieku ogarnął niemal całą Europę. Romantyzm zakwestionował racjonalizm oświeceniowy i wysunął hasła powrotu do źródeł ludzkiej tożsamości. Wskazał też, że istnieją granice między tym co cielesne, a tym co duchowe. To właśnie romantyzm był taką odskocznią dla późniejszej ideowej działalności chociażby spirytystów, ale nie to było w całym prądzie najważniejsze. Najważniejsze było to, że w sztuce pierwszy raz tak wyraźnie pokazały się demony, które siedzą w głębi ludzkiej duszy i rwą na strzępy wszelkie próby działania wolnej woli. Oświeceniowy rozum nie pojmował dualizmu duszy, wogóle nie przyjmował do wiadomości jej istnienia.
Romantycy zaś czucie postawili ponad rozum, twierdząc, że to co w nas najgłębsze najodpowiedniej nas opisuje. Tajemnica człowieczeństwa wróciła do średniowiecznych korzeni i pełnych zadumy murów gotyckich świątyń. Bohater romantycznej literatury to człowiek rozdzierany przez los, ciągle poddawany torturze wyboru, postać tragiczna, zupełnie jak sofoklesowski Edyp. Melancholia, kryzys woli, szał duszy...
W ciszy lub pośród ogromu gór człowiek szukający samego siebie brnie coraz bardziej ku własnym otchłaniom. Obraz Caspara Davida Friedricha pokazuje ducha tej epoki.
Romantyczny bohater pisze poezje, maluje obrazy, komponuje...
Idźmy więc na te wspomniane na początku Węgry. Franciszek Liszt to jedna z najwybitniejszych postaci romantyzmu. Tworzona przez niego muzyka doskonale odzwierciedlała ducha tamtej epoki, przekazywała poprzez dźwięki istotę buntu i niezgody na świat. Liszt będąc wybitnym kompozytorem, był również absolutnie doskonałym pianistą i nauczycielem. Nieco rozmydlony obraz artysty został przedstawiony w filmie Kena Russella z 1975 pt. Lisztomania z Rogerem Daltreyem z zespołu The Who w roli głównej. Genialny muzyk jest tam przedstawiony na wzór idoli czasów rocka. I choć wiele elementów jego biografii na takie porównanie mogłoby zasługiwać, to należy przede wszystkim pamiętać o tym, że był on wyrazistym reprezentantem swojej epoki. 
Moje zetknięcie z muzyką Liszta miało miejsce jeszcze w latach 80-tych ubiegłego stulecia. Był to poemat symfoniczny Orfeusz. Ale absolutnie niesamowite wrażenie zrobiła na mnie kompozycja zatytułowana Totentanz (Taniec Śmierci). Tematyka mroczna podobnież jak w niektórych fragmentach muzyka, która złowrogo przypomina nam o tym jakimi marnymi istotami jesteśmy w obliczu ostateczności. Proszę posłuchać.


1 komentarz:

  1. kolejny raz słucham tej ścieżki.... i kolejny, jest dzisiaj moim towarzyszem :)

    OdpowiedzUsuń