środa, 12 września 2012

Spleen

Dzisiejsza pogoda w Wielkopolsce nie nastraja optymistycznie. No i perfidnie przypomina, że lato chyba odejdzie niebawem w czarną otchłań. Jesienne liście pokryją padół, po którym stąpamy. Nadchodzi zmierzch roku. Kończy się pewien cykl.
Przemijanie wpisane jest w naszą egzystencję, jak konieczność załatwiania potrzeb fizjologicznych. To coś, przed czym nie umkniemy, czego świadomość w sobie nosimy.\
Lecz często właśnie z tą świadomością sobie nie radzimy. I obojętnie, czy jest to schyłek, roku, wieku, epoki, czy zwyczajnie naszego życia, to zawsze gdzieś czają się myśli, jakby niesione na skrzydłach demonów, które robią nam w duszy olbrzymi bałagan.
To dekadentyzm w sztuce ukazał chyba najdobitniej nasze lęki. Ten nurt światopoglądowy i artystyczny wyrosły z obawy przed nadchodzącym wówczas wiekiem XX, nie próbował zamiatać lęków i trwożnych myśli pod dywan. Wsparty w ramach filozoficznych Schopenhauera, ale i również Nietzschego niesłusznie potem nazwanego naczelnym filozofem nazizmu, przedstawiał w sposób bardzo sugestywny cykliczny charakter natury, a co za tym idzie wszystkiego co z niej wyrosłe, nawet społeczeństw. Motyw powstawania, wzrostu i upadku przewijał się w filozofii i sztuce. I pełen był lęków.
Charles Baudelaire to jeden z prekursorów nurtu dekadenckiego w poezji. I jeden z prekursorów symbolizmu. To jego wiersz właśnie dziś, gdy za okno spojrzałem nasunął mi się niemal natychmiast.
Spleen, taki nasz znajomy spleen, taki wielkopolski. Szara codzienność i lęk przed jutrem.
Charles Baudelaire
SPLEEN
Kiedy niebo, jak ciężka z ołowiu pokrywa, 
Miażdży umysł złej nudzie wydany na łup, 
Gdy spoza chmur zasłony szare światło spływa,
Światło dnia smutniejszego niźli nocy grób;

Kiedy ziemia w wilgotne zmienia się więzienie, 
Skąd ucieka nadzieje, ten płochliwy stwór,
Jak nietoperz, gdy głowa tłukąc o sklepienie, 
Rozbija się bezradnie o spleśniały mur;

Gdy deszcz robi ze świata olbrzymi kryminał
I kraty naśladuje gęstwa wodnych smug,
I w mym mózgu swe lepkie sieci porozpinał
Lud oślizgłych pająków - najwstrętniejszy wróg;

Dzwony nagle z wściekłością dziką się rozdzwonią,
Śląc do nieba rozpaczą szalejący głos
Jak duchy potępieńców, co od światła stronią
I nocami się skarżą na swój straszny los.

A w duszy mej pogrzeby bez orkiestr się wloką,
W martwej ciszy - nadziei tylko słychać jęk,
Na łbie zaś mym schylonym, w triumfie, wysoko,
Czarny sztandar zatyka groźny tyran - Lęk.
Tłumaczenie Bolesława Wieniawy - Długoszowskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz